29 września 2011

wilkołak

Mroźny, grudniowy poranek... Na placu przed moim oknem słyszałem jakąś krzątaninę
, ruch i krzyki... Niechętnie podniosłem się z łóżka. Momentalnie uderzył mnie nieprzyjemny chłód powietrza. Przez oszronione szyby niewiele byłem wstanie zobaczyć.... a jednak. Widziałem słaby zarys wielu osób... Szybko pobiegłem do kuchennego okna, które, tak samo, widok miało na plac. Wskoczyłem na starą ławę, która pod moim ciężarem żałośnie zaskrzypiała. To, co ujrzałem nie było dla mnie nowością. Wiedziałem, że takie rzeczy się dzieją, nigdy jednak nie zdarzyło się to tak blisko. Zawsze napawało mnie to wewnętrznym smutkiem, ogarniającym do tego stopnia, iż chciałem wyskoczyć pomiędzy nich i rozszarpać, chociaż pewnym było, iż sam bym zginął... Opuściłem na chwilę wzrok, by podnieść go znów po sekundzie. Ujrzałem wielki mur naprzeciwko mojej kamienicy, a wzdłuż niego poustawiani w rządku moi rodacy... Wilkołaki... Nie miało znaczenia czy to mężczyźni, kobiety czy dzieci. Dla władz państwa jesteśmy tylko stertą gówna, która zabiera mieszkania i pracę porządnym obywatelom...ludziom.
Nie mogłem już tego znieść, szybko wciągnąłem spodnie, buty i długi ciepły płaszcz, po czym ruszyłem do drzwi wyjściowyc
h. Obejrzałem się za siebie wprost na okno, które teraz znajdowało się idealnie za moimi plecami. Niezliczona liczba żołnierzy w białych wojskowych płaszczach... Ruszyłem dalej, gdy nagle usłyszałem żałosny pisk zranionego wilkołaka... Zbiegłem po oblodzonych schodach kurczowo łapiąc się poręczy i, nim się zorientowałem, poczułem jak ktoś wpycha mnie w tłum gapiów... Widziałem... Widziałem jak jeden ogromny żołnierz obuchem kałasznikowa uderza w skroń starego wilkołaka, a ten krwawiąc pada w śnieg... Widziałem jak dwóch innych żołnierzy gwałci nastolatkę w zaspie na oczach jej matki, a ta błaga o litość płacząc... Widziałem jak dziecku poderżnięto gardło za to, iż przytuliło się ze strachu do matki......Widziałem jak jeden z wojskowych kazał młodemu chłopakowi uciekać tylko po to, by z uśmiechem na ustach przestrzelić mu kolana... Widziałem jak innemu strzelili w głowę z bliskiej odległości tak, że krew zachlapała twarz wykonującemu egzekucję kapitanowi... Widziałem jak rozebrano do naga młodego chłopaka i zaczęto obdzierać go ze skóry...
Miałem dość. Przepychaj
ąc się pomiędzy tłumem chciałem znaleźć się pod murem wraz ze swoimi.
Wszyscy jak jeden mąż odwróciliś
my wzrok na główną drogę dojazdową do placu. Głośny warkot silnika czołgu, dodatkowo dźwięk obracanej lufy, który zawsze wywoływał u mnie konwulsje...
Kierujący czołgiem wycelował prosto w mur. Zrozumiałe
m co chcą zrobić. Usilniej i szybciej przepychałem się w przód... Co chciałem zrobić? Nie wiem, ale wiedziałem, że nie mogę tak stać... Oddzielono kobiety i dzieci od mężczyzn, którzy teraz ustawieni zostali na środku placu. Dzieci tuliły się i płakały, kobiety próbowały je uspokoić same trzęsąc się przed potęgą nienawiści, jaka rodzi się w ludziach, gdy pojawia się coś czego pojąć nie mogą... Naszej odmienności,umiejętności i wyglądu po przemianie... Ktoś złapał mnie za tył płaszcza i pociągnął. Zdezorientowany spojrzałem na piszczące dzieci ustawione w grupie z kobietami... Strzał z czołgu... Ułamki sekund później ogłuszony tym hukiem ujrzałem zgliszcza, kurz opadający na śnieg i porozrzucane siłą pocisku fragmenty ciał wilkołaków, które dzień wcześniej cieszyły się życiem, śmiały się i kochały.
-Kurwa co się dzieje z tym państwem! - wrzasnąłem
, a mężczyzna, który trzymał mnie za płaszcz zatkał mi dłonią usta
- Zamknij się, bo i Ciebie zabiją - wywarczał mi do ucha. Również był wilkołakie
m. Obaj staliśmy pomiędzy ludźmi, którzy bez uczuć patrzyli na śmierć... Czołg ruszył wprost na mężczyzn, którzy zawodzili widząc morderstwo swoich rodzin... Przemocą kazano im położyć się w rządku na śniegu... Jedna gąsienica wycelowana była idealnie tak by po nich przejechać.Pisnąłem cicho prosząc o pomoc sam nie wiedząc kogo. Wyrwałem się i zacząłem biec... Czołg jechał kolejno zgniatając i rozpruwając wnętrzności, a gdy wszystkich ułożonych zmiażdżył zostawiając tylko mokrą plamę na pięknym moskiewskim śniegu ja znalazłem się przy trupach.. Padłem na kolana i patrzyłem... Patrzyłem na miazgę, która została z ojców, dziadków, synów i wnuków... Widziałem tylko czerwony gęsty parujący i pachnący krwią śnieg... Bo tam już wilkołaków nie było... Poczułem silne szarpnięcie za włosy do góry stanąłem twarzą w twarz z przewodniczącym tego całego zajścia. Gdzieś go już widziałem... Zorientował się jakiej rasy jestem i z diabelskim uśmiechem na ustach oraz chorym błyskiem w oczach powiedział "Wesołych Świąt" po czym uderzył mnie Makarovem w skroń... Więcej nie pamiętam z tej wigilii straciłem przytomność....

28 września 2011

VINCENT

VINCENT!!!! <----klik

~`

nikomu nieznany..

Ojcze nasz, któryś jest niemy,
który nie odpowiesz na żadne wołanie,
a tylko rykiem syren co rano dajesz znać,
że świat ciągle jeszcze istnieje,
przemów:
ta dziewczyna jadąca tramwajem do pracy
w tandetnym płaszczu z trzema pierścionkami na palcach,
z resztą snu w zapuchniętych oczach,
musi usłyszeć Twój głos,
musi usłyszeć Twój głos, by się zbudzić
w ten jeszcze jeden świt. 

 
Ojcze nasz, ktory nic nie wiesz,
ktory nie patrzysz nawet na tę ziemię,
a tylko codzienną gazetą obwieszczasz, że świat, że nasz świat,
trwa uporządkowany: spójrz,
ten mężczyzna siedzący za stołem, schylony
nad kotletem mielonym, setką wódki, płachtą
popołudniówki tłustą od sosu i druku,
musi wiedzieć, że ty także wiesz,
musi wiedzieć, że wiesz, aby przeżyć
ten jeszcze jeden dzień.


Ojcze nasz, którego nie ma,
Którego imienia nikt nawet nie wzywa
prócz dydaktycznych broszur piszących Cię z małej litery,
bo świat radzi sobie bez Ciebie,
bądź:
ten człowiek, który kładzie się spać i przelicza
wszystkie te dzisiejsze
kłamstwa, lęki, zdrady,
wszystkie hańby konieczne i usprawiedliwione
musi wierzyć, żeś jednak jest,
musi wierzyć, żeś jest, aby przespać
tę jeszcze jedną noc.

27 września 2011

Ponieważ masz duszę

ponieważ masz duszę nienawidzisz
ponieważ masz duszę posiadasz też jej ciemną stronę
ponieważ masz duszę kradniesz
ponieważ masz duszę złościsz się
ponieważ masz duszę gardzisz innymi
ponieważ masz duszę wściekasz się
ponieważ masz duszę chce cię całego dla siebie

Kami-sama

Wszystkie stworzenia chcą wierzyć w coś większego od nich samych. Nie potrafią żyć bez ślepego posłuszeństwa. I by uciec od presji tej ufności, zaczynają szukać kogoś innego, większego od nich samych. I potem znów zaczynają szukać kogoś jeszcze silniejszego. Tak się rodzą wszyscy królowie. Tak rodzą się... bogowie. 

Powody są dla tych, którzy nie potrafią bez nich żyć.

Zaufanie i prostota..

W życiu widziałem już wiele..
przeżyłem smutek i wesele...
Spotkałem ludzi, których cenię
A po tych fałszywych zostały
tylko cienie.
Dostałem wiele i wiele dałem...
Raz się bawiłem a raz płakałem.
Odbyłem podróż do wnętrza siebie
I nie potrafię trwać nigdy w gniewie.
Dlatego dla mnie od złota
droższa jest Miłość, Przyjaźń,
Zaufanie i Prostota..
.

Makbet

Życie jest tylko przechodnim półcieniem
Nędznym aktorem, który swą rolę
przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada – powieścią idioty
Głośną wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.

Allan pooh

Dream

A więc pamiętaj – w trudną porę marzeń masz być ambasadorem. 

Skrzypce

Jak na skrzypcach, zagrać pieśń nową przez niedoświadczonego wirtuoza.
Szarpnąć strunę im starszego tym lepszego instrumentu
i wydać dźwięk nieczysty, chropowaty.
Kaląc i raniąc dotkliwie uszy słuchacza.
Niechaj zamilknie.
Nie lubi gdy kłamiesz, więc nie mów nic i milcz. 

sam kochałem

ZAPOMNIAŁEM ŻE OD KILKU LAT
WSZYSCY GINĄ JAKBY NIGDY ICH NIE MIAŁO BYĆ 

GINĄ JAK PSY

9 września 2011

Motyl

Złote motyle wciągają w czeluść piekła,
Ich skrzydeł również dotknął grzech .

Peccat

Il giudizio vien dal mare e sta per essere emesso
Nessuno può liberarsi dal peccato che scorre nelle vene 

/Osąd przybędzie z morza i niedługo zostanie wymierzony.
Nikt nie uwolni się od grzechów płynących w jego żyłach./



Sta nel male...
...Il peccat 
/W źle znajduję się...
...grzech/


Tu sei senza pietà, ma quanto sarà pesante il mio castigo? 
 /Możesz być bezlitosny , ale jak surowa będzie twa kara?/

Osiedle

Szarych cień miasta
Wśród blokowisk ciemnych wzrasta
Tylko psie gówno gdzieś się mieni
Wśród skrawków trawnika zieleni
Huśtawki na placu
Brudne od piachu
Ławki dawno malowane bzdurami opisane
Jesteś tutaj pierwszy raz
Myślisz że na psy schodzi świat
Ja tu bywam dzień za dniem
Piękno szarości jak diament drogie

~własnego autorstwa. 22

w samotności

Od lat dziecinnych zawsze byłem
Inny niż wszyscy – i patrzyłem
Nie tam, gdzie wszyscy – miałem swoje,
Nieznane innym smutków zdroje –
I nie czerpałem z ich krynicy
Uczuć – nie tak, jak śmiertelnicy
Radością tchnąłem i zapałem –
A co kochałem – sam kochałem
To wtedy – nim w burzliwe życie
Zdążyłem wejść – powstała skrycie
Z dna wszelkich złych i dobrych dążeń
Ta tajemnica, co mnie wiąże –
Ze strumienia lub potoku –
Z urwistego góry stoku –
Z kręgu słońca, gdy w jesieni
Blednie złoty blask promieni
Z błyskawicy ostrym końcem
Drzewo obok mnie rażącej –
Z burzy, grzmotów, ziemi drżenia –
Z chmury – która u sklepienia
Niebieskiego zawieszona –
Miała dla mnie kształt demona...

Sen we śnie

Z pocałunkiem pożegnania,
Kiedy nadszedł czas rozstania,
Dziś już wyznać się nie wzbraniam:
Miałaś rację - teraz wiem -
Życie moje było snem,
Cóż, nadzieja uszła w cień!
A czy nocą, czyli w dzień,
Czy na jawie, czy w marzeniu -
Jednak utonęła w cieniu.
To, co widzisz, co się zda -
Jak sen we śnie jeno trwa.
Nad strumieniem, w którym fala
Z głuchym rykiem się przewala,
Stoję zaciskając w dłoni
Złoty piasek... Fala goni,
A przez palce moje, ach,
Przesypuje mi się piach -
A ja w łzach, ja tonę w łzach...
Gdybym ziarnka, choć nie wszystkie,
Mocnym zawrzeć mógł uściskiem,
Boże, gdybym z grzmiącej fali
Jedno ziarnko choć ocalił!...
Ach, czy wszystko, co się zda,
Jak sen we śnie jeno trwa?
 
E.A. Poe`